Janusz Kurbiel

foto: www.kolosy.pl

Janusz Kurbiel urodził się w 1946 r. Studia ukończył na Wydziale Górniczym Politechniki Śląskiej. W roku 1996 otrzymał stopień doktora klimatologii polarnej na paryskiej Sorbonie. Po wyjeździe z kraju zamieszkał we Francji i był pracownikiem Instytutu Mórz Polarnych.

Karierę żeglarską rozpoczynał w Jacht Klubie AZS „Śląsk” w klasie „Cadet”, następnie był m. In. wicekomandorem do spraw technicznych. W połowie lat 70-tych przeniósł się do Francji. Tam prowadził liczne żeglarskie wyprawy naukowo- badawcze w rejonach polarnych na jachtach „Vagabound'elle”, Vagabond II, Vagabond III. Laureat licznych nagród, m. in. Rejs Roku - Srebrny Sekstant 1988 (wspólnie z L. Mączką i W. Jakobsonem) za pierwsze pokonanie arktycznego Przejścia Północno-Zachodniego z zachodu na wschód na s/y „Vagabond”, Rejs Roku - Srebrny Sekstant 1991 za dwukrotne opłynięcie Spitsbergenu na s/y „Vagabond 3”, oraz nagrody Kolosy 99 w kategorii Żeglarstwo za rejs na „Vagabound'elle”. Następne nagrody to Nagroda Bractwa Kaphornowców 2005, Kolos 2007, III Nagroda Honorowa Rejs Roku 2010, Honorowe wyróżnienie Rejs Roku 2012.

Janusz zmarł 22 sierpnia w czasie snu, na pokładzie jachtu, który stał na kotwicy, w zatoce, u brzegów Grenlandii. Żona Joelle wraz z ich synem Danielem rozsypali prochy zmarłego w wodach Oceanu Arktycznego.

Wiecej informacji w artykule na Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Janusz_Kurbiel ,

http://www.tawernaskipperow.pl/z-historii-polskiego-jachtingu:-janusz-kurbiel,2059,artykul.html

oraz bogaty opis dokonań Janusza ilustrowany mapami Jego rejsów:

http://www.polskiezeglarstwopolarne.pl/index.php/kapitanowie/kurbiel-janusz

Koledzy klubowi wspominają Janusza Kurbiela:

Zygmunt Biernacik zamieszcza wspomnienia pod adresem:

http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3013&page=0

Jerzy Kulczyk wspomina kolegę ze szkolnej ławki i kolegę żeglarza:

Był rok 1959 i wtedy znalazłem się w jednej klasie VIII w LO Rymera (teraz 5-ka) w Gliwicach razem z Januszem.

Przez chyba ostatnie dwa lata liceum siedzieliśmy w jednej ławce i blisko się kumplowaliśmy.

Początki naszej licealnej edukacji zbiegły się z naborem do juniorskiej sekcji regatowej organizowanej w Jacht Klub AZS Rokitnica (później Jacht Klub AZS Śląsk) w której to znaleźliśmy się razem z Jackiem Siłką (chyba to była jego inicjatywa z uwagi na to, że miał wujka Wojtka wtedy już jednego z pierwszych kapitanów jachtowych na Śląsku) i Jackiem Misturem (to była nasza czwórka z VIII klasy) oraz starszymi kolegami z klasy IX, którzy już tam byli przed nami. Byli to Andrzej Szlemiński (Szlem), Andrzej Gałażewski (Gała) i Paweł Kisielow (chyba miał ksywkę "Czarny globus").

Natychmiast rozpoczęły się ostre treningi na nowiutkich trzech Kadetach i chyba we wrześniu tego samego roku, w mistrzostwach Śląska w klasie Kadet, w których startowało aż 6 łódek (!), opanowaliśmy całe "pudło".

Ja miałem to szczęście, że byłem załogantem Szlema dysponującego dużym potencjałem żeglarskim i niewątpliwym wyczuciem regatowym co dało nam zaszczytny tytuł Mistrzów Śląska. Pamiętam, że wacha wtedy była paskudnie zimna. W każdą sobotę po lekcjach cała nasza paczka siadała na rowery i gnała na na zbity pysk wąską ścieżką na wale Kanału Gliwickiego na Dzierżno do klubu. Potem żeglowanie, rozmowy, a raczej kibicowanie do późnej nocy "starszym" kolegom i koleżankom, komentującym bardzo dowcipnie wieczorne filmy oglądane na czarno-białym telewizorze marki Szmaragd, nocleg na piętrowych łóżkach, cała niedziela na wodzie i wieczorny powrót tą samą drogą do domu. Jakież to były wspaniałe czasy!!!!

Takie były nasze początki żeglarstwa, a Janusz jak się okazało, prawdziwy pasjonat wszystkiego co związane z morzem, po maturze starał się o przyjęcie do Szkoły Morskiej w Gdyni. Tutaj niestety spotkał go niepowodzenie, bo wykryli mu jakąś drobną wadę w jednym oku wystarczają do odrzucenia go jako kandydata na "wilka morskiego". Można sobie wyobrazić traumę jaką przeżywał, gdyż zamiast żeglować po szerokich wodach trafił, uciekając na ostatnią chwilę przed poborem do LWP, na Wydział Górniczy Politechniki Śląskiej im. Wincentego Pstrowskiego. To że nie miał zamiaru być

przodownikiem pracy w tym zawodzie jak patron jego uczelni, po skończeniu studiów korzystając z pierwszej okazji "pitnął" z PRL i zakotwiczył w Concarneau w Centre Nautique des Glénans, gdzie wreszcie mógł kontynuować swoje zainteresowania i marzenia.

W dążeniu do celu był nieprzeciętnym twardzielem. Przykładem tego było zdarzenie, którego byłem świadkiem.

W latach 60-tych, byliśmy razem w którymś już rejsie na flagowym jachcie AZS-u S.Y. "Joseph Conrad" (dwa lata temu widziałem go przy keji w marinie w Gdańsku i wyglądało na to, że staruszek trzyma się całkiem nieźle). Pewnego dnia wypadło na Janusza kukowanie. Była chwiejba, a on uparł się, że nie odda hołdu Neptunowi.

Kto zaliczył prace w tym niewątpliwie "najprzyjemniejszym" miejscu na jachcie ten wie ile to go musiało kosztować.

Na Conradzie była oddzielna zejściówka do kambuza i jakież było nasze zdumienie, gdy nagle zaczął co pewien czas wynurzać się z niej Janusz, mając na sztram zawiązany na twarzy, konkretnie na zaciśniętych ustach, ręcznik. Nie wnikam w szczegóły i technikę jaką się posługiwał, ale to zdarzenie charakteryzuje jego upór, bo faktycznie nie puścił "pawia", a zjadalny posiłek dla całej załogi upitrasił.

Wybór rodzaju żeglarstwa na jakim się skoncentrował potwierdza, że był to niezwykły pasjonat tego co robił, a także wyjątkowy "twardziel" i takim go zapamiętam.

Żegnaj Kolego.

Na kanale Youtube, pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=_uMiyCXp55U można zobaczyć i posłuchać Janusza.