Prekursor

1982

Prekursor

Nasze klubowe oriony przejmowaliśmy w Rucianem. Oriony wówczas należały do najnowocześniejszych jachtów na Mazurach. Gdzie im do pływających teraz pałaców z pełną wysokością stania, kambuzem, przedziałem wc, ogromnym kokpitem z otwartą rufą. Wtedy uważaliśmy się za szczęściarzy, że mogliśmy pływać na jachtach kabinowych.

Przekazywanie jachtów, zakupy, obiad, piwo w leśnym pawilonie przy drodze do Nidy. Zrobiło się trochę późno. Na Guziankę wpłynęliśmy wieczorem. Gdybyśmy chcieli prześluzować się na Bełdany, zrobiłoby się całkiem późno i mielibyśmy kłopoty ze znalezieniem biwaku. Postanowiliśmy zanocować na Guziance. Dzidek pierwszy wypatrzył jakieś miejsce na biwak. Zmienił kurs w kierunku brzegu, ale nagle zaczął wykonywać jakieś dziwne manewry. Rzucił kotwicę z dziobu i dochodził do brzegu rufą. Przed dojściem zdemontował ster łącznie z jarzmem i rumplem. - Patrz jak moje baby będą miały wygodnie wychodzić do lasu -zawołał do mnie.

Rzeczywiście załogę miał mocno sfeminizowaną. Ale mnie nie chciało się eksperymentować, a zwłaszcza demontować całego urządzenia sterowego. Zacumowałem tradycyjnie dziobem do brzegu. Po nocy spędzonej w pociągu wszyscy byliśmy zmęczeni i wcześnie zaczęliśmy sposobić się do snu. Ledwo zaczęło szarzeć, kiedy wchodziłem do śpiwora. Z pierwszego snu obudził mnie głośny plusk. Szybko wyskoczyłem z koi i wystawiłem głowę przez zejściówkę. W świetle latarek zobaczyłem Dzidka płynącego w ubraniu wzdłuż burty do brzegu. Sądząc po minie był bardzo zły, więc wolałem nie pytać, co się stało. Dopiero następnego dnia opowiedział mi, co zaszło.

- Układałem się już do snu, zdjąłem nawet okulary, kiedy doszedłem do wniosku, że warto jeszcze raz pójść do lasu. Więc jak setki razy wcześniej odbyłem zwykłą drogę: przez zejściówkę, na półpokład, stenwantę mijam od wewnątrz, wantę od zewnątrz, jedną ręką za maszt, drugą ręką za sztag, obie nogi na dziobie i skok... Zapomniałem tylko, że zacumowałem rufą do brzegu.

Jak wszyscy prekursorzy, mój kolega też miał problemy z realizacją swojego wielkiego odkrycia. Kiedy myśl ludzka wyprzedza materialny rozwój społeczeństwa, pewne wynalazki nie przyjmują się. Nawet Wielki Leonardo wolał swoje odkrycia zachować w tajemnicy, aby uniknąć kłopotów. Dzidek i tak wykpił się tanim kosztem, czyli mokrym ubraniem. Kiedy dzisiaj patrzę na współczesne jachty z otwartym kokpitem zacumowane rufą do brzegu, z obrotowym sterem podniesionym do góry przypominają mi się trudne początki nowego stylu dochodzenia do mazurskich brzegów. Przypominam też sobie Dzidka płynącego w ubraniu wieczorową porą i widzę jego minę. Nie była to mina odkrywcy. Ale skąd mógł wiedzieć, że to był początek nowej ery żeglarstwa szuwarowo-bagiennego?

Edward Goj